Rozmawiałem przed chwilą z Mamą - okazało się, że ma obniżony poziom białych krwinek, przeniesiono ją w związku z tym do izolatki. Ogólnie czuje się dobrze, zmartwiła ją jedynie wiadomość o obniżonym poziomie białych krwinek. Po południu będzie u niej Tato, może dowie się czegoś więcej. Czy obniżony poziom białych krwinek może być wynikiem działania chemii? Wiem, że w takim wypadku podaje się antybiotyk - czy poza tym można jakoś wspomóc osłabiony organizm? Czytałem o soku z aronii - czy możecie polecić coś jeszcze?
Antybiotyk podaje się w przypadku, gdy jest gorączka neutropeniczna (gorączka w okresie gdy poziom białych krwinek jest obniżony).
Gdy poziom krwinek jest obniżony, nie ma gorączki, infekcji itp. antybiotyków się nie podaje.
Nie ma żadnej diety, ani cud 'pokarmu', które podniesie poziom białych krwinek.
Jedyną metodą podniesienia poziomu białych krwinek jest zastrzyk czynnik wzrostu. Jeśli Mama jest w szpitalu, to taki zastrzyk szpital powinien dawać. Ten zastrzyk czynniki wzrostu (np. neupogen, neulasta, granocyte i in.) jest na receptę.
Chemia jest mielotoksyczna, tzn., że uszkadza na szpik kostny. I m.in. obniżenie poziomu białych krwinek jest skutkiem ubocznym po chemii.
Ale szpik się regeneruje.
Pozdrawiam
[ Dodano: 2013-05-16, 15:39 ]
PS. Nie wiem jak jest organizacja w szpitalu, w którym leżu Twoja Mama. Ale jeśli możecie odwiedzać Mamę w szpitalu, to osoby odwiedzające nie mogą być zainfekowane (nie-kichające, nie-kaszlające itp.).
Poza tym jeśli Mama wyjdzie z izolatki (gdy poziom białych krwinek się podniesie) i potem ze szpitala, to też powinna unikać osób zainfekowanych i miejsc bardzo ludnych.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Dzięki wielkie za informacje. Tak, wiemy, że obniżenie poziomu białych krwinek skutkuje obniżeniem odporności, więc z całą pewnością będziemy na to uważać i unikać kontaktu Mamy z osobami potencjalnie zainfekowanymi. Mama jest w szpitalu, więc będę próbował się dowiedzieć, czy jakiś zastrzyk typu neulasta (pamiętam, że kiedyś, w trakcie leczenia chemioterapeutycznego już Mama ją dostawała) będzie podany. Dziękuję i pozdrawiam.
Mama została wypisana z oddziału neurologicznego we wtorek 21 maja w stanie bardzo dobrym. Objawy udaru w zasadzie do tego momentu niemal całkowicie, w chwili wypisu była delikatna niepełna sprawność lewej dłoni, ale na chwilę obecną jest wszystko pod tym względem ok. W czasie pobytu Mamy na oddziale neurologicznym kontaktowałem się panią doktor z oddziału chemioterapii wrocławskiego szpitala, gdzie Mama się leczy. Pani doktor poprosiła o dodatkową wizytę przed kolejną chemię (Mama miała zaplanowaną kolejną chemię na 3 czerwca). Tak jak przypuszczałem chciała głównie ocenić "wizualny" stan Mamy, a że po Mamie nie było widać żadnych poważniejszych oznak przebytego udaru, pani doktor jedynie opóźniła kolejną chemię o 2 tygodnie - na 17 czerwca.
Mama niestety ostatnio traci apetyt i coraz mniej je. Niestety, za tym również spadła jej waga na przestrzeni ostatniego miesiąca - z 63.5 kg do ok. 60.5 kg. Niby jest to wciąż normalna waga Mamy, ale jej spadek jest mimo wszystko niepokojący. Staramy się ją możliwie jak najbardziej mobilizować, żeby jadła wystarczająco dużo, modyfikujemy jej pożywienie. W okolicach pierwszych trzech chemii w tym roku Mama miała tzw. "smaki" - znikąd nachodziła ją ochota na określone pożywienie, często takie, za którym normalnie nieszczególnie przepada, np. ryby, więc spełnialiśmy te jej "zachcianki". W tej chwili niestety "smaków" już nie ma, jest ogólny brak apetytu. Tydzień temu wymiotowała podczas wieczornego zażywania leków, co mnie zaniepokoiło, ale tego typu sytuacja się nie powtórzyła, aż do przedwczoraj. Mama wymiotowała, a do tego miała problemy z oddaniem stolca. Z racji operacji resekcji jelita cienkiego, jaką Mama przeszła na początku roku wystraszyłem się dość mocno, bo objawy były zbliżone do tych jakie poprzedzały decyzję o operacji. Do tego Mama była osłabiona i temperaturę miała na poziomie 35.5 C. Do Mamy przyszła pani doktor pierwszego kontaktu, okazało się, że Mama miała w wypisie przepisane żelazo w tabletkach, którego nie było na receptach, a my to niestety przeoczyliśmy, więc od przedwczoraj już Mama zaczęła żelazo przyjmować. Ja zadzwoniłem znów na oddział chemioterapii i opowiedziałem o sytuacji, pani doktor na oddziale zaleciła zażywanie Metoklopramidu. Powiedziała też, że gdyby sytuacja nie poprawiła się do następnego dnia, to należy Mamę przywieźć do szpitala, ale raczej na oddział chirurgiczny. Na szczęście na drugi dzień już się sytuacja nieco ustabilizowała i uspokoiła - Mamę nie męczyły wymioty, a oddawanie stolca wróciło do normy. Dziś znów niestety jest osłabiona, znów nie ma zbyt dużego apetytu, więc prosimy, żeby jednak jadła pomimo jego braku, bo musi być dobrze odżywiona. Na razie jest więc w miarę spokojnie, ale poczucie zagrożenia gdzieś tam się czai i krąży, więc staramy się trzymać rękę na pulsie. Niepokoju mnóstwo całe, szczególnie żal mi Taty, bo to dla niego musi być strasznie ciężkie. Mam nadzieję, że się sytuacja poprawi.
Bociek - koniecznie pisz co sie dzieje, i jak mama ... jak będzie wyglądało dalsze leczenie - jakie są plany? Jak TK i inne badania? Co z chemią dootrzewnową? Serdecznie Was pozdrawiam i kibicuję ...
Ostatnie kilka dni u Mamy wyglądają dużo lepiej. Mama ma apetyt, czuje się dobrze (a przynajmniej tak mi mówi przez telefon ). Plany są takie, żeby kontynuować leczenie chemioterapeutyczne - kolejna chemia będzie 17 czerwca, łącznie z nią mają być jeszcze co najmniej 2 wlewy. Sama chemioterapia daje bardzo dobre wyniki - vide spadek markera CA 125 z poziomu 922 do 19,8, więc będzie kontynuowana. Badania obrazowe w przypadku mojej Mamy jakoś się słabo do tej pory sprawdzały (niby było wszystko ok, żadnych oznak wznowy, a potem się okazywało, że jednak tak różowo nie było), więc pani doktor chyba opiera się głównie na poziomie markera, badania obrazowe traktując jako dodatek. Chemia dootrzewnowa - myślę, że bierzemy ją pod uwagę przy ewentualnej kolejnej bitwie (wtedy razem z hipertermią jeśli będzie taka możliwość). W tej chwili (po operacji końcem stycznia) chodziło o w miarę szybkie wdrożenie leczenia chemicznego jak najmniej obciążającą Mamę metodą. Samą dootrzewnową Mama już brała kiedyś, ale nie dała spodziewanie dobrych rezultatów. Pozdrawiam gorąco.
Witaj
Spadek markera jest naprawde imponujący:))))
Co do badań obrazowych to ja miewam podobnie, rezonans i tomograf pokazują że wszystko dobrze a jest zupełnie inaczej. Natomiast u mnie wszystkie zmiany wychodzą na USG:), który robi bardzo dobry radiolog. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego:)
Niestety, chemia z 17-go czerwca musiała zostać odroczona o tydzień - na 24-go czerwca. Mama co prawda miała dopuszczające wyniki krwi (hemoglobina na poziomie ok. 10,5), ale przypałętała się jakaś infekcja związana z nerkami. Mamę od paru dni bolały okolice pleców, przypuszczała, że to sprawy związane z kręgosłupem. Pani doktor przepisała jej antybiotyk i w najbliższy poniedziałek pojawiamy się w szpitalu ponownie - mam nadzieję, że tym razem Mama będzie w na tyle dobrej formie, że można będzie chemię zaordynować.
Samopoczucie Mamy jest jednak nie najlepsze delikatnie rzecz biorąc. Staje się coraz bardziej nerwowa, marudna, wręcz irytująca lub złośliwa. Przypuszczam, że główną przyczyną jest to, że jednak w tej chwili Mama naprawdę szybko się męczy, coraz mniej rzeczy jest w stanie robić sama. Pewnie ból jaki przy tym ją spotyka również jest czynnikiem, który ją denerwuje. Będę chciał przy okazji najbliższej chemii porozmawiać z panią psycholog na oddziale, opowiedzieć jej o sytuacji i poradzić się jak najlepiej w tym wypadku działać i co robić.
Bocku zatem jutro pedzicie na chemie? Jak mama sie czuje? Antybiotyki pomogly? Ma ona na jutro zlecone jakoes dodatkowe badania, procz standardowych krwi?Gdzie mama sie leczy? Pozdrawiam Was bardzo...
W zasadzie to pędzimy już dziś Jedziemy z Mamą do mnie do Wrocławia, a z rana - pędem do szpitala. Mama czuje się różnie. Ogólnie rzecz biorąc mówi, że już jej tak nie boli jak bolało przed tygodniem, ale jednak jeszcze nieco ją pobolewa. Ogólnie jest dość zmęczona. Teraz mi się jeszcze przypomniało - Mama miała przepuklinę i teraz znowu jej się pojawiła - pani doktor na razie zaleciła noszenie pasa operacyjnego na brzuchu. Co do badań - wydaje mi się, że będą chyba standardowe: krew plus mocz, nie sądzę, żeby był sprawdzany marker, przypuszczam, że raczej przy kolejnej chemii. Nieco podniosła się waga, do ok. 62 kg. Pozdrawiam gorąco i zdrowia całe mnóstwo życzę.
No niestety - mimo, że wyniki krwi i moczu Mama miała dobre i generalnie kwalifikowały Mamę do przyjęcia chemii, to jednak lekarzom nie spodobał się osłabiony stan Mamy i odwołali chemię. Na razie mamy dodatkowe 6 tygodni przerwy, potem do kontroli. Co dziwne - wczoraj wieczorem Mama czuła się dość dobrze, więc miałem odczucia generalnie pozytywne. Dziś jednak trochę długo czasu spędziliśmy w poczekalni - Mama miała problem z oddaniem moczu do badań, dopiero po jakimś czasie udało jej się oddać mocz, więc musieliśmy czekać na wyniki, a dopiero jak były wyniki moczu, to pani doktor przyjmująca Mamę stwierdziła, że od wyników badania markera uzależnia przyjęcie Mamy na chemię (jeśli marker będzie w normie - chemii miało nie być, w przeciwnym wypadku - chemia), więc musieliśmy dodatkową godzinę czekać na wyniki markera. To już było dla Mamy nieco za dużo, poczuła się niezbyt dobrze, więc poszła się położyć, a panie pielęgniarki podały w kroplówce środek przeciwwymiotny i sól fizjologiczną. Mimo tego więc, że marker CA125 był powyżej normy, co prawda niewiele, bo 49,9, to chemia została odroczona - osłabienie ogólne Mamy w połączeniu z niedawno przebytym udarem było argumentem, by leczenie na razie wstrzymać. Niefajnie. Kombinujemy teraz jak Mamę przez te 6 tygodni wzmocnić do takiego stanu, by było możliwe dalsze podawanie chemii. W przyszłym tygodniu Mama jest umówiona na wizytę do pani doktor onkolog, z którą rozpoczynała leczenie chemioterapeutyczne, żeby zasięgnąć jeszcze jej opinii i wysłuchać ewentualnych rad. Równolegle będę chciał Mamę umówić na wizytę do dietetyka, aby poradził jak Mama powinna się odżywiać, by w jej sytuacji (operacja resekcji jelita cienkiego i choroba nowotworowa) poprawić jej kondycję. Mam nadzieję, że w te 6 tygodni uda się Mamę postawić na nogi na tyle, by dalsze leczenie było możliwe.
Wczoraj "wyciągnęliśmy" Mamę na wizytę do poradni dietetycznej. Wygląda na to, że nie był to najszczęśliwszy pomysł. Raz - że Mama była akurat tego dnia dość słaba, a dwa - że dietetycy z tej poradni średnio spełnili nasze oczekiwania w temacie. Chodziło nam bowiem o zaproponowanie i skomponowanie takiej diety, która przez najbliższe 5 tygodni wzmocni Mamę na tyle, by można było kontynuować przerwane leczenie chemioterapeutyczne. Mimo iż wyraźnie to podkreślaliśmy i zaznaczaliśmy, Mamie została zaproponowana dieta niemalże wegetariańska (ok, dopuszcza delikatne mięso np. królika lub gołębi oraz pewne ryby słodkowodne) z ograniczeniem białka i cukrów prostych (z tradycyjnym już "bo to pożywka dla raka"...). Co gorsza, większość zaproponowanych potraw i produktów to takie, których Mama po prostu nie lubi i niemal ją odrzuca na samą myśl o nich (seler, szpinak itp.), a podkreślaliśmy, że zależy nam też na poprawieniu apetytu u Mamy, bo z tym też nielekko. Zapewne z niektórych porad może i skorzystamy, część z nich pokrywała się zresztą z zaleceniami jakie Mamie przekazałem po moich poszukiwaniach na forach i jakie zalecali lekarze (dieta lekkostrawna, oparta na produktach gotowanych, a nie smażonych), więc nie wszystko było dla nas nowością. Zaproponowano Mamie też zaopatrzenie się w specyfiki Reishi oraz Biobran (trochę spadłem z krzesła, jak zobaczyłem cenę tego ostatniego...), ale informacji oraz opinii osób używających tych specyfików zbyt wiele jak dotąd nie udało mi się znaleźć. Gdyby więc ktoś z forum używał któregokolwiek z tych preparatów i zauważył jakieś ich działanie wzmacniające - proszę o wszelkie informacje. Ponadto polecono również Mamie zaopatrzenie się i zażywanie witaminy D3. Generalnie odniosłem wrażenie jakby dietetycy próbowali za pomocą diety zapobiegać chorobie, która już jest, a może nawet i ją leczyć, co moim skromnym zdaniem jest bezcelowe - od tego mamy lekarzy onkologów i leczenie chemioterapeutyczne. Ogólnie więc rzecz biorąc wizytę w poradni dietetycznej raczej określałbym jako porażkę.
Później Mama była jeszcze zarejestrowana na prywatną wizytę u dr onkolog, która prowadzi ją w szpitalu i dobrze zna historię jej choroby. Pani doktor potwierdziła, że potrzebny jest ten okres (w tej chwili jeszcze niecałe 5 tygodni) przerwy, żeby Mama odzyskała siły. Wizyty w poradni dietetycznej może nie skrytykowała, ale mocno sceptycznie (zgodnie zresztą z moimi oczekiwaniami) wyraziła się o zaleconych nawykach żywieniowych. Wcześniej już mówiłem Mamie, że aby się wzmocnić, musi spożywać produkty w głównej mierze wysokobiałkowe i wysokoenergetyczne, i pani doktor potwierdziła. Przy okazji sprawdziła również za pomocą USG stan nerek Mamy po przebytej infekcji, stwierdzając, że wygląda na to jakby wszystko było pod tym względem ok.
Tak czy inaczej - mamy w tej chwili 5 tygodni, by Mamę "postawić na nogi". Raczej będę Mamę namawiał właśnie na produkty wysokobiałkowe i wysokoenergetyczne, być może kilka uwag dietetyków weźmiemy sobie do serca, jednak nie zastosujemy pełnej listy ich zaleceń - w tej chwili wydają się bezcelowe. Mama jest dziś już w ogólnie dość dobrym stanie i nastroju, więc wczorajszy dzień był słabszym, zapewne też z tego względu, że pół dnia spędziła w samochodzie i na wizytach w poradniach, więc to z pewnością było dla niej bardzo wyczerpujące. O dziwo - ożywiła się na zakupach, na które się wybraliśmy wieczorem Ot, klasyczna Kobieta Jeśli ktokolwiek z Was miałby jakieś rady i uwagi co do naszej sytuacji - są one zawsze mile widziane i będziemy za nie bardzo wdzięczni, tak jesteśmy Wam wszystkim wdzięczni do tej pory. Pozdrawiam wszystkich gorąco.
witaj
A na co Twoja mama ma ochotę? Może coś konkretnego lubi jeśc??
Nie będę się wymądrzać ale ja jem to na co mam ochotę, tzn nie przeginam ale nie stosuję żadnych diet.
Pozdrawiam
My też tak do tej pory działaliśmy, tym bardziej, że Mama znosiła chemię przez prawie 3 lata nieomal bezobjawowo. W tej chwili osłabienie organizmu (operacja, resekcja jelita, udar) jest jednak tak duże, że przerwano leczenie chemiczne. Dlatego też chcielibyśmy Mamę w miarę możliwości jak najbardziej wzmocnić. Problemem jest trochę fakt, że u Mamy teraz jest kłopot z apetytem, a ewentualne "smaki" na jakieś potrawy zmieniają się niemal jak w kalejdoskopie: a to Mama ma ochotę na śledzie w zalewie (przez całe życie nie przepadała za rybami), a to znów się jej zmienia i ma ochotę na słodkie, za chwilę znów ma ochotę na kanapkę z ogórkiem. Śmieje się, że w czasie żadnej z ciąż nie miała smaków takich jak teraz Staramy się więc, by jadła to na co ma ochotę plus chcemy jej podsuwać coś co doda jej energii. Dlatego właśnie miałem nadzieję na pomoc dietetyków w tej kwestii, oni jednak zaprezentowali podejście, które nie do końca się w naszej sytuacji sprawdzi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum