Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=.
Witam
Na forum piszę pierwszy raz jednak czytam was od sierpnia 2009 kiedy dowiedzieliśmy się o chorobie naszej mamusi - drobnokomórkowy rak płuc z odległymi przerzutami.
Chciałabym opowiedzieć historię mojej mamy może dla niektórych będzie to iskierką nadzieii
Zaczęło się w grudniu 2009 mama ciągle chorowała przeziębienie, zapalenie płuc antybiotyk pomagał na krótko i tak do lipca 2009. Wkońcu razem z siostrą namówiliśmy ją na zmianę lekarza bo ta nic nie robiła mimo tego że rodzona siostra mamy była w trakcie leczenia też drobnokomórkowego płuc! sugerowałyśmy pani doktor, że może trzeba szukać głębiej ten mamy kaszel kiedyś paliła z dwie paczki dziennie odkąd ciocia zachorowała przestała tj. ok 2 lat ale pani doktor mówiła, że wszystkie badania wychodzą dobrze
Wkońcu sierpień zmiana lekarza tj 25.08.09 pani doktor po rtg klatki mówi "proszę pani podejrzewam najgorsze proszę szybko zrobić tk płuc"
Robimy prywatnie tk płuc, jamy brzusznej i głowy czekamy do 28.08.09 (w tym czasie bardzo liczymy na to że będzie dobrze, a mama coraz bardziej kaszle boli ją w brzuchu)
28.08.09 wyniki są wstrząsające 4 guzy w płucu prawym, po dwa guzy w nadnerczach, prawie cała trzustka w guzkach, w mózgu kilka zmian meta dalej nie szukali. Pani doktor mówi " szybko do onkologa jeśli w 3 tyg uda się pani zacząć leczenie może będzie dobrze"
3 tyg to tak mało wszędzie długie terminy ja staję na głowie nic niewiem co robić dalej szukam informcji szukam wśród znajomych może ktoś może pomóc przyspieszyć wizytę u torakochirurga w tym czsie mama dostaje silnej żółtaczki nic nie może jeść. W domu jest makabra każdy myśli, że to już koniec mama załamana płacze
W końcu udaje się! szybko wizyta na ursynowie szybko bronchoskopia po kilu dniach wyniki i wizyta u chemioterapeuty i zaczynamy leczenie 12.09.09 mama dostaje pierwszy wlew chemii udało mi się cieszę się że zdążyłam w 3 tyg mama będzie żyła nie wiedząc jeszcze nic o tym nowotworze cieszę się
Szukam informacji w necie i z godziny na godzinę z dnia na dzień jestem bardziej przerażona czytam statystyki to nie może być prawdą nie moja mama ona jest korzeniem naszej całej rodziny jak jej nie będzie to nikogo nie będzie wszystko jest dzięki niej (w tym czasie jestem w 3 miesiącu ciąży na podrzymaniu) biegam po wszystkich możliwych lekarzach na ursynowie z daleka już mnie poznają (już taka jestem że wszystko muszę wiedzieć i po kilka razy chodziłam na górę i dopytywałam się co dalej, nieraz wpychałam się na siłę)
Mama jest po pierwszym cyklu chemii nic nie może jeść wymyślam różne cuda by tylko jadła bo schudła sporo daje nutridrinki mama jest posłuszna co jej daję wmusza się chce żyć. Ja już wiem co to za nowotwór mama i bliscy nie. Ja płaczę godzinami w ukryciu mamie mówię że będzie dobrze że dadzą chemię i się wyleczy że dużo osób to ma i żyją to ją uspakaja jestem z nią na każdej wizycie i w miarę możliwości w domu też
Po drugim cyklu chemii mama czuje się w miarę dobrze żółtaczka znikła, nie boli brzuch ma więcej siły. Kontorlne tk płuc i brzucha pokazuje, że nastąpiła prawie całkowita regresja zotało w płucach 2 guzki 1mm dostaje jeszcze 2 cykle. W tym czasie szukam informacji o innych metodach może jakieś niekonwencjonalne nasza onkolog twierdzi, że nie wierzy w to ale za jej zgodą próbujemy cudów (podziwiam moją mamę, że to wszystko pije ble) 02.12.09 mamy kolejne tk po 4 cyklach i jest dobrze mamy przerwę to będą nasze najpiękniejsze święta.....
Mama czuje się dobrze wyjężdża w góry to na działkę cieszy się, że niedługo zobaczy swoją wnusię jest super
w maju po tym jak mama czuła się już bardzo dobrze i po chemii organizm się zregenerował pani doktor zleciła tk głowy które pokazało że nie do końca chemia zniszczyła guzki (cały czas ją prosiłam żeby zrobić coś z tą głową) i mamy naświetlania paliatywne (jak ja nie lubię tego słowa) mama jest przyjęta na oddział tam poznaje nowych ludzi jest zachwycona tym co się dzieje wkoło niej tylu pogodnych ludzi z tą samą chorobą walczy nadal i nie poddaje się. Naświetlania przebiegły ok mamie tylko włosy wypadły ale ogólnie jest ok
Do dnia dzisiejszego tj do grudnia 2010 po kolejnej kontroli jest wszystko ok regresja się utrzymuje mama jest silna i szczęśliwa wróciła do pracy choć ja wiem, że to może wrócić ale modlę się żeby nie wróciło jak najdłużej
Przepraszam, że tak się rozpisałam ale znikim jeszcze tak o tym nie rozmawiałam a tu mogłam się wypisać i wyżucić te pótora roku rozterek i obaw z siebie
Mam tylko jedno pytanie czy mogę jeszcze coś zrobić chodzi mi o leczenie czy to już narazie wszystko? może już coś wymyślili nowego na ten typ nowotworu?
pozdrawiam i życzę dużo zdrowia i nadzieii