Z tymi czynnikami wzrostu to istna kołomyja
Chemia dość często uszkadza szpik, co się przekłada na spadek wyników morfologii krwi, w tym również białe krwinki. Spadek krwinek krwi do niskiego poziomu powoduje obniżenie odporności.
U jednych pacjentów po podaniu chemii znacznie spada poziom białych krwinek, u innych nieznacznie. Oczywiście nikt nie jest wróżką i przed podaniem pierwszej chemii nie będzie wiedział jak 'konkretny' pacjent zareaguje.
Natomiast jedni lekarze, choćby nie wiem jak u pacjenta spadał poziom białych krwinek, to nie przepiszą czynnika wzrostu, a niektórzy przepisują 'profilaktycznie'.
W Waszym przypadku lekarz przepisał 'profilaktycznie'.
Minimum wyników krwi jest ok. 10-14 dni od podania chemii, wtedy można najlepiej ocenić czy podawać czynnik wzrostu. Jeśli nie chcemy dopuścić do 'bardzo dużego (ewentualnego)' obniżenia odporności, to 'profilaktycznie' podaje się ten czynnik wzrostu (żeby nie osiągnąć minimum).
Można (ewentualnie 'zaryzykować')/sprawdzić jak poziom białych będzie się kształtować (bez czynnika wzrostu). I przy następnej chemii nie podawać czynnika wzrostu. I zobaczyć czy Mama będzie miała neutropenię (leukopenię, czyli za mało białych i jak dużo tych białych będzie za mało).
Przy kolejnych chemiach będzie podobnie (podobna reakcja organizmu), z tym, że po każdej chemii organizm jest słabszy, jak i również spadek białych będzie do coraz niższego poziomu.
Podawanie czynnika wzrostu jest 'dyskusyjne' i osoby/lekarze mogą mieć różne zdania.
I nie wydaje mi się, aby w Waszym przypadku leukocytoza była niebezpieczna.
Jak i również, można np. 3 dni po podaniu chemii sprawdzić jaki jest poziom białych.