Kochani,
dziękuję bardzo za kondolencje, bardzo mnie podbudowały i dały dużo siły.
Chcę podziękować za to, że to forum istnieje. Bez niego, bez Was, nie było by ani wizyty u hipertensjologa ani Gliwic, które dały tacie przynajmniej miesiąc życia. Dziękuje Twórcom forum, Adminom i wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób pomagają tym, którzy tego szukają tu pomocy. Wszyscy jesteście wspaniali !
Będę zaglądać codziennie i też będę się starałam pomagać, na tyle na ile dam rady.
Jeśli chodzi o śmierć taty, to była dla nas zdziwieniem, choć z perspektywy czasu widzę, że były znaki wskazujące na to, że koniec jest bliski, ale my po prostu nie chcieliśmy ich przyjąć do wiadomości, wmawialiśmy sobie że jest źle, ale że jeszcze mamy czas.
Około 1,5 tygodnia przed śmiercią tata przestał przyjmować leki (ciśnienie trzymało się na poziomie około 130/70), pojawiły się problemy z przełykaniem, 6 dni przed śmiercią przestał jeść, ostatniego dnia przed już praktycznie nie pił i trochę majaczył, nie kojarzył co się wokół niego dzieje ( ale to tłumaczyliśmy sobie nowym lekiem nasennym - bo tata przez ostanie 2 tygodnie praktycznie nie spał w nocy i wołał ciągle nas wszystkich). Zmarł około 4 rano, mama było u niego ostatni raz o 3.45, my wstaliśmy po 5 a tata nie żył. Najprawdopodobniej zasnął i odszedł we śnie.
Najciężej jest mojej mamie, nie może się pogodzić z tym co się stało. Ja wiem, że jeśli tata jeszcze nie odpokutował swoich win, to wkrótce to zrobi i pójdzie tam, gdzie czekają na niego mój brat i dziadkowie. Dlatego jestem spokojna, tylko momentami coś mnie łapie i chciałabym żeby nie było tej ściany, która oddziela oba światy i żebym mogła go usłyszeć, zobaczyć, przytulić. Wiem, że teraz muszę naprawdę dobrze żyć, żeby go spotkać.
A to jedno z jego ostatnich zdjęć, z Wigilii zeszłego roku, kiedy wierzyliśmy że wszystko się ułoży.