Nie mogę przy nim być
Najzwyczajniej w świecie nie mam jak. Po prostu nie mam jak. Nie mam co z dzieckiem zrobić, a z nim nie chcę siedzieć u Rodziców, bo nie dość, że robi dużo zamieszania to jeszcze znowu jest przeziębiony...
Ciągle jestem z Rodzicami w kontakcie, jeżdżę tak często jak mogę, ale to jest zaledwie raz na kilka dni...
Dziękuję Wam za ciepłe myśli i słowa.
Lekarka z hospicjum była u Taty (sama z siebie przyjechała, po tym, jak Mama się z nią konsultowała telefonicznie - pozytywne zaskoczenie). Wysłuchała jakieś drobne zmiany w płucach, na wszelki wypadek przepisała antybiotyk. Temperatura po paracetamolu spadła. Lekarka powiedziała, że krążeniowo Tata OK, stopy miał mniej spuchnięte niż wczoraj, jedynie dosyć niskie ciśnienie jak na siebie, ale bez przesady. Głównie dzisiaj śpi, myślę, że to dobrze...
kretka83, czytam Twój wątek od początku , jesteś bardzo dzielna , nie obwiniaj się za to , że nie możesz być z Tatą ciągle , trudno do chorego jeździć z chorym dzieckiem więcej byś narobiła szkody niż pomogła ,
ściskam Ciebie mocno i myślami jestem z Tobą
_________________ Bije zegar godziny , my wtedy mówimy: '' Jak ten czas szybko mija '' - a to my mijamy .
Stanisław Jachowicz
Sonia, dziękuję.
Właściwie trudno powiedzieć, że się obwiniam. Bardziej czuję żal ze względu na siebie. Że nie napatrzę się na Tatę "na zapas". On i tak niewiele z tych moich wizyt wynosi, większość czasu przesypia, potem pewnie nawet nie pamięta, że byłam...
Mimo wszystko ciężko, że nie mogę być teraz z Rodzicami cały czas...
Że nie napatrzę się na Tatę "na zapas". On i tak niewiele z tych moich wizyt wynosi, większość czasu przesypia, potem pewnie nawet nie pamięta, że byłam...
nie myśl tak kretka83, Tato nie pamięta ale na pewno czuje Twoją obecność i wie , że jesteś z nim , że jesteś obok jesteś na prawdę dzielną dziewczyną i kochającą córką
_________________ Bije zegar godziny , my wtedy mówimy: '' Jak ten czas szybko mija '' - a to my mijamy .
Stanisław Jachowicz
Bardziej czuję żal ze względu na siebie. Że nie napatrzę się na Tatę "na zapas"
kretko wiesz dobrze że tak się nie da, niestety.
nie napatrzysz się na zapas, nie zatrzymasz chwili,
jesteś dobrą córką i to ,że nie jesteś z nimi na co dzień wynika z miłości do Nich a szczególnie do taty w chwili obecnej
przecież uważasz żeby tata czegoś nie złapał od synka,najłatwiej pojechać i uspokoić sumienie ale czy najwłaściwiej ?
to jest ważniejsze, niż obecność non stop,
przytulam Cię mocno
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
kretka83, Bez względu na nasze odczucia, emocje, umieranie każdego z nas zaczyna się w chwili urodzin, tego faktu nie zmienił żaden z nas żyjących przez wszystkie tysiąclecia.
Dramat naszego życia zawsze będzie polegał na tym, że kiedyś każdy z nas odchodzi, pozostawiając w bólu swoich Najbliższych...
Nigdy do końca nie wiemy co możemy ofiarować swoim Ukochanym w tym momencie kiedy nadchodzi kres...
Wiadomo jednak, że bez względu na wszystkie nasze uczucia, pragnienia i bezsilność... życie nie zatrzyma się nawet na sekundę...
A my którzy pozostajemy ze swoimi rozterkami, żalem, rozpaczą musimy kontynuować to co zaczęli właśnie nasi Ukochani protoplaści.
Tragedie zdarzają się wszędzie. Możemy doszukiwać się przyczyn,
winić innych, wyobrażać sobie jak odmienne byłoby bez nich nasze życie.
Ale wszystko to nie ma znaczenia, zdarzyły się i koniec.
Musimy zapomnieć o strachu, jaki wywołały, i rozpocząć odbudowę.
Paulo Coelho
Piąta góra
Przychodzi cicho...
Stęskniona...
Nigdy się nie uśmiecha...
Nie tuli w ramionach...
Oczy ma smutne...
Przerażone...
Gdy zabiera kogoś
W tę odległą stronę...
Nie puka do drzwi...
Nie prosi o zaproszenie...
Wchodzi wychodzi nie ma jej...
Zostawia tylko cierpienie...
Nie lubi swojej roli.
I tak jak my,
Gdy prowadzi za rękę
Wylewa gorzkie łzy...
Nie miejmy do niej żalu.
Jest szczera.
To nie ona skazuje.
To nie ona wybiera.
kretka83, Nie wiem czy zacytowane słowa pomogą Ci w jakikolwiek sposób... ale życzę Tobie i Twoim Najbliższym spokoju i wiary, że nasze życie nie do końca zależy od naszych chęci, że zostało zdefiniowane czy to przez ewolucję, czy przez Boga, dlatego musimy z pewną pokorą i wiarą podejść do kwestii naszego życia i śmierci, na pewne rzeczy nie mamy wpływu, dlatego warto z nimi pogodzić się i próbować cieszyć z tego co jeszcze nam pozostało do przeżycia.
Pozdrawiam serdecznie.
kretko,
Ten antybiotyk wydaje się być przytomnym działaniem macie w rodzinie infekcję, Twój Mały coś akurat przerabia, zresztą sezon infekcyjny jest...
Wiesz, może można by spróbować zostawić dziecię z kimś z rodziny, albo z jakąś opiekunką? Dla Małego to może być rozrywka (nowa ciocia=nowe zabawy), a Ty byś miała chwilę na pojechanie do Taty... Pamiętaj też, że każdej pracującej osobie przysługuje 14 dni rocznie zwolnienia na opiekę nad osobą dorosłą (nie musi być spokrewniona) więc może Twój mąż mógłby wziąć trochę zwolnienia "na Twojego Tatę", żeby móc posiedzieć z dzieckiem?
Pozdrawiam Was serdecznie
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Madziu, wszystkie Twoje sugestie wydają się sensowne, jednak nie możemy sobie pozwolić na takie zwolnienia, gdyż mały chodzi od niedawna do żłobka i co i rusz choruje, w związku z tym dosyć często ostatnio jest problem pt. :kto tym razem weźmie zwolnienie"... Nie bardzo mamy go z kim zostawić, niestety
Ale będziemy coś kombinować... Możliwe, że wezmę sobie urlop na żądanie, żeby móc pojechać do Rodziców, gdy mały będzie w żłobku.
[ Dodano: 2012-10-09, 12:20 ] Roman, Niki, Sonia, dziękuję za Wasze ciepłe myśli i słowa...
Dobrze, naprawdę dobrze wiedzieć, że ktoś rozumie...
Dlatego wygadam się znów z czegoś, co mnie dręczy, nie wiem do końca, czy to normalne uczucia... Coraz częściej łapię się na tym, że chciałabym, żeby już było po wszystkim, żeby Tata umarł. Bo to życie w ciągłym napięciu, ten strach, a także myśl o jego przedłużającym się cierpieniu, są nie do zniesienia. Najczęściej po chwili takiego myślenia daję sobie prztyczka i ganię sama siebie - "Jak możesz życzyć Tacie śmierci?!". Ale prawda jest taka, że to chyba już jest ten moment, że lepiej by było dla wszystkich, aby ona nadeszła.
Obecnie czuję rozpacz i strach. Wiem, że gdy Tato odejdzie, poczuję rozpacz i ulgę...
Dlatego wygadam się znów z czegoś, co mnie dręczy, nie wiem do końca, czy to normalne uczucia... Coraz częściej łapię się na tym, że chciałabym, żeby już było po wszystkim, żeby Tata umarł.
ja także miałam takie mysli. Jesli zycie juz nic nie niesie oprócz cierpienia i czekania na smierć. To myslę że takie myśli przychodzą
w chwilach lepszych tata sam czuje że jest żle i czeka na to
do dzisiaj widzę pusty i smutny wzrok taty, wtedy myślałam ,że serce mi pęknie
sama siebie pytałam dlaczego tak musi być?
oprócz tego bardzo trudnego odchodzenia , musiał przeżyć i to ? zawstydzenie , odarcie z wszelkiej intymności , zwykły wstyd i zażenowanie
Ja chciałam ,żeby odszedł, chociaż to Jego kochałam najbardziej na świecie ,
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
kretko,
Ty nie życzysz Tacie śmierci. Życzysz jemu i Wam wszystkim ulgi w cierpieniu. A to ogromna różnica
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Kretko,
Dziewczyny mają rację.
KOchałam i kocham mojego Tatulka ogromnie i wyobrażałam sobie, że jak nadejdzie TEN moment to normalnie zwariuję z rozpaczy. Było strasznie, jakby mi ktos wyrwał pół serducha z piersi, ale jednocześnie, rycząc i całując Tatę na szpitalnym łózku poczułam niesamowite ukojenie i ... ulgę.
Wcześniej nie byłam w stanie uwierzyć, że będę się modliła o śmierć dla Taty, ale osttatnie trzy godziny, kiedy tata był już nieprzytomny i męczył się strasznie, błagałam Boga, by Go zabrał, by sie nie męczył i bym nie musiała na to patrzeć, bo bezsilność była koszmarna...
Dlatego rozumiem Cię doskonale. Życie przez kilka lat jak na bombie i w stałym napięciu jest straszne...
Dziękuję Wam.
Popłakałam się, czytając Wasze słowa, pierwszy raz od chyba kilkunastu dni, bo na co dzień przed wszystkimi dookoła i sama przed sobą udaję, że jestem twarda, że jest znośnie... Ale czasem te łzy muszą jednak znaleźć ujście...
Nie wiem na ile Tata w tej chwili zdaje sobie sprawę z tego, jak jest źle. Od kilku dni prawie nie ma z nim kontaktu, bardzo dużo śpi, a gdy jest przytomny to trochę tak, jakby był w innym świecie. Gdy u niego byłam w sobotę i się żegnaliśmy, to w jego wzroku, trochę nieprzytomnym i z pozoru nie rozpoznającym mnie, dostrzegłam jednak tę miłość, którą widziałam tam zawsze.
Dziś wzięłam urlop na żądanie i jadę do Rodziców na całe popołudnie. Nie mogę się opędzić od przeczucia, że to będzie moje ostatnie z Tatą spotkanie. Choć mogę się mylić, tyle razy Tata już nas zaskoczył...
Dla mnie również jest straszna świadomość, jak bardzo Tata musi się czuć upokorzony i zawstydzony (myślę, że pomimo stopniowej utraty kontaktu z rzeczywistością, zdaje sobie sprawę z tego akurat). Kiedyś silny, sprawny mężczyzna, bardzo długo samodzielny, nawet gdy już choroba zaczęła odbierać mu sprawność ruchów, teraz jest całkowicie zależny od opieki - mój Brat odprowadza go do toalety, a od wczoraj już nawet nie - Tata nie miał siły wstawać i załatwiał się w pieluchę. Mama pomaga mu jeść, poprawia poduszki, myje go Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jak potwornie musi się z tym Tata czuć. I jakie to trudne dla mojego Brata. Mama oczywiście nieraz widziała Tatę nagiego, pewnie pomagała mu w różnych sytuacjach, gdy zdarzało mu się chorować, choć nigdy do tego stopnia. Ale mój Brat... Jest na miejscu (nie ma jeszcze swojej rodziny i mieszka z Rodzicami) i też bardzo dużo pomaga- - choć to silny dorosły facet, to myślę, że traumatyczne musi być dla niego np. sadzanie własnego Taty na sedesie czy asystowanie przy zmianie pieluch. Jego też mi bardzo, bardzo szkoda. Nie powinien tego oglądać. Ma tylko 25 lat i jeszcze długo nie powinien patrzeć na odchodzenie kogoś z rodziców. A patrzy, już od kilku miesięcy, i to na bardzo przykre i bolesne odchodzenie...
Przeglądam zdjęcia Taty już z okresu choroby, ale gdy jeszcze było w miarę dobrze, i wyć mi się chce. Tata zawsze jako pierwszy składał mi życzenia urodzinowe, bywało, że o 7,30 rano włączałam telefon, a tam już był sms. Rozpieszczał mnie i Brata - rzadko kiedy zdarzyło mu się głośno powiedzieć, że mnie kocha, bo był zawsze dość skryty, ale wiedziałam to, w każdej minucie życia. Potrafił przyjechać bez zapowiedzi, już będąc poważnie chorym, ot tak, na herbatkę, żeby przywieźć nam coś słodkiego i zobaczyć wnuka. Jak nikt potrafił mnie rozśmieszyć, gdy dzwoniłam do niego, że mam właśnie atak lęku (jak już pisałam - choruję na nerwicę lękową od lat) - zawsze pomagało. Potrafił być niezwykle hojny, choć przecież jako nauczyciel akademicki nie zarabiał jakichś kokosów - z okazji urodzenia się mojego synka kupił mi wisiorek z prawdziwym malutkim brylantem (od tamtej pory noszę go non-stop i chyba nigdy nie zdejmę). Zawsze był i na zawsze pozostanie dla mnie wzorem faceta - choć nie bez wad: niezwykle oddany rodzinie choleryk oczytany, inteligentny, z poczuciem humoru, świetny kucharz. Uczciwy, prawdomówny, zaangażowany w swoją pracę... Po prostu wspaniały człowiek.
Uśmiecham się do tych wszystkich wspomnień i płaczę, że to już nie wróci...
Kretko,
teraz ja się popłakałam czytając Twoje myśli...
Oddany całym sercem choleryk - tak napisałaś o Tatusiu... mój byl identyczny!!!
Nawet opis brata pomagającego tacie (toaleta, pieluchomajtki itp.) jest prawie identyczny. Pamietam jak moj tata płakał z bezsilności, że inni musza mu pomagac, chciał byc samodzielny...
Kretko,
czytam Cię i niestety mam wrażenie, że zostało Wam już niewiele czasu... Tata z dnia na dzień jest coraz słabszy i coraz więcej śpi...
Cóż mogę Ci życzyć? By Tatko się nie męczył, by zasnął w spokoju i byś znalazła ukojenie. Patrzenie na cierpienie naszych ukochanych Bliskich jest bowiem koszmarem:(
Kretko - dużo siły...
PS. Dobrze, że jedziesz do Rodziców...celebruj każdą chwilę z Tatą, chłoń Jego obecność.. na zapas...Bądź z Nim...
Przesiedziałam popołudnie u Rodziców, po drodze odebrałam z hospicjum zamówione pieluchomajtki i materac przeciwodleżynowy. Faktycznie jest z dnia na dzień gorzej, widziałam Tatę poprzednio w sobotę, zmiana jest ogromna. Tata tylko leży, trochę posypia, ale niespokojnie, kręci się, pojękuje, z trudnością artykułuje swoje potrzeby, mówi bardzo mało i jakby trochę bełkotliwie. Mama zmniejsza mu stopniowo dawkę dexamethazonu, bo to i tak już nic nie daje
Ech, nie mogę o tym pisać...
Powiedziałam dziś Tacie przed wyjściem na ucho, że go kocham. Oczy mu się zaszkliły...
kretko, takie to trudne , ale nie ma odwrotu , musicie przez to przejśc razem z tatą
i do końca , będzie ciężko ale dacie radę bo nie ma wyboru
jakie to trudne wiemy z własnego doswiadczenia
najgorsze doswiadczenie w życiu
życzę ci siły i spokoju, a tacie żeby po prostu zasnął
mam pytanie ? czy lekarz kazał zmniejszyć dexamethazon?
to silny lek przeciwzapalny , ktory u taty powoduje zmniejszenie obrzęku wokół guza( ów)
nie zmniejszajcie tego leku jesli tata jeszcze połyka
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum