stwierdzono, że ten naciek podawany w wyniku PET jest przerzutem? Nie mogę jakoś znaleźć tu takiej informacji
tu masz zalecenia od strony 248 przy wznowie
http://onkologia.zaleceni...k%20piersii.pdf
podane są metody leczenia, o które ewentualnie możesz spytać lekarza.
Poczytaj też o avastinie, jednak nie mogę znaleźć dokładnych zaleceń.
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
Podejrzałam kartę, w której pani doktor napisała: "Do chemioterapii paliatywnej. Meta do płuc i kości" Dodatkowo po pierwszej chemii dostałam kartę informacyjną, w której napisany jest rozpoznanie: " Rak piersi z przerzutami do płuc i kości w trakcie paliatywnej chemioterapii"
wiesz co, powiem coś bardziej z doświadczenia na oddziale chemioterapii, gdzie jeżdżę z Mamą i się nasłucham zawsze historii. Bardzo dużo Pań trafia na chemię z rakiem piersi i często zdarza się, że mają właśnie przerzuty do płuc. Ostatnio na oddziale byla młoda dziewczyna, chyba ze 30 lat. Miała zdiagnozowane kilka zmian meta w płucach, które po 3 wlewach chemii całkowicie się cofnęły
Jeździ też na chemię Pani walcząca już kilkanaście lat, również przerzuty do kości i płuc i mówi, że chemia zawsze powoduje cofnięcie się zmian z płuc, a kości z powodu bolesności ma co jakiś czas naświetlane. Wszystko jest zależne od reakcji organizmu na chemię, jej skuteczności. Są ponadto różne schematy, które można zastosować.
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
Nie operuje się przerzutów, zwłaszcza licznych, bo to byłoby takie krojenie człowieka po kawałku. A proces nowotworowy i tak byłby aktywny. Dlatego wybiera się leczenie systemowe, ogólnoustrojowe, żeby upolować jak najwięcej komórek nowotworowych.
Twoja chemia, docetaksel, nie jest jednokierunkowa, krąży po całym organizmie. Wiadomo natomiast, że penetracja cytostatyków do kości jest raczej niewielka( do szpiku docierają bez problemu, ale do samej tkanki kostnej niestety już nie). Dlatego dostajesz Zometę, ona "naprawia" kości. I hormonoterapia, to zapewne przed Tobą.
Nie dostajesz innych leków (chodzi Ci o chemię?) bo lepiej "jechać" na monoterapii( mniej obciążająca). Ty dostałaś już doksorubicynę i cyklofosfamid więc obecny wybór jednego z taksanów jest zgodny ze wskazaniami dot. jego stosowania w przerzutowym raku piersi.
Wzmacniaj się snem, świeżym powietrzem, mądrym jedzeniem, itd,itd- myślę, że lepiej unikać gwałtownych zmian w tak ekstremalnym czasie jakim jest przyjmowanie chemii.
Co do badań klinicznych( leczenie eksperymentalne) to nie ma teraz sensu czegoś szukać, dla Ciebie jest wiele sposobów leczenia tzw.tradycyjnego. Wierz mi, bardzo skutecznego.
Życzę sił, pozdrawiam.
lajza, zwróciłam uwagę na fakt, że swoje zwycięstwo wiążesz jedynie z faktem całkowitego wyzdrowienia. Tymczasem Twoją wygraną nad rakiem jest każdy dzień, który przeżyjesz ciesząc się życiem.
Wiesz, po śmierci Taty czytałam wiele na temat osób chorych na raka. Wtedy natrafiłam na blog "Chustki" czyli Joanny Sałygi a potem Magdaleny Prokopowicz. Potem obejrzałam filmy dokumentalne o nich. I zdziwiłam się jak nigdy w życiu - bo umiejętności życia w pełnym szczęściu mogłam się uczyć od nich - chorych nieuleczalnie, leczonych paliatywnie. I tej umiejętności uczę się krok po kroku do teraz i pewnie będę się uczyć całe lata.
Ja nie mam zdiagnozowanej choroby nieuleczalnej. Ale nie wiem, co mnie toczy w środku. Nie wiem, czy jutro będę jeszcze żyła, czy nie wpadnę pod samochód. I ja głupia marnuję czas na zamartwianie się, zamiast się cieszyć każdą chwilą życia, tak jak one się cieszyły. Jaka ja głupia!
Kochana, Ty masz zdiagnozowaną chorobę i możesz ją leczyć, przedłużając komfort i czas swojego życia na przekór statystykom - tak jak one. Możesz tak jak one pobić wszystkie statystyki, żyjąc długo, o wiele, wiele dłużej niż powiedziano im przy diagnozie. Masz możliwość cieszyć się każdym dniem, każdą chwilą. W tej chwili żyjesz: spójrz dookoła - widzisz cuda, możesz dotknąć tylu rzeczy, czuc ich niepowtarzalną fakturę, wąchać piękne zapachy, smakować potrawy, czuć, kochać, cieszyć się tą chwilą. Bo tak naprawdę ani przeszłości ani przyszłości nie ma - dotykalna i prawdziwa jest tylko chwila obecna.
Według mnie i chyba nie tylko według mnie zwyciężyć raka to nie dać mu się zastraszyć, zaszczuć, nie zmarnować reszty życia z powodu strachu przed nim. Każda chwila, kiedy poczujesz się szczęśliwa mimo choroby, to będzie Twoje zwyciestwo. Bo szczęśliwym się nie jest, tylko się bywa.
Taki optymizm i radość życia wykańczają raka. I tacy ludzie: szczęśliwi, smakujący każdą chwilę, leczący się skrupulatnie, aby cieszyć się życiem jak najdłużej - tacy ludzie żyją naprawdę długo, wbrew statystykom. I tacy ludzie naprawdę zwyciężają raka. Bo nie dają mu się zaszczuć. A umrzemy prędzej czy później wszyscy - nieważne tak naprawdę na co.
Podnieś głowę Kochana. Uśmiechnij się, odechnij pełną piersią, smakuj życie jak największy przysmak. Lecz się i jednocześnie ciesz każdą chwilą. Łeb do słońca!
_________________ Monika -------
Gdzie jest mój Tatuś?
Witaj Mariko.
Czuję każdym centymetrem swojej skóry i wiem co próbujesz mi przekazać, ponieważ tylko do tego się stosowałam.
Żyłam każdą sekundą, delektowałam się mikroDrobnostką dla mnie przez duże "D "itp. i długo by jeszcze...
Życie mnie rozpierało. Znałam Madzię Prokopowicz, brałam udział w kalendarzU Rak'n Rolla. Pod moją fotką w Kalendarzu, ktoś mnie scharakteryzował jednym krótkim zdaniem dokładnie mnie opisującym " - uchachana Janis Joplin". Taka byłam.
Dokładnie tak żyłam do momentu nawrotu.
Nie marzę o tym by całkowicie wyzdrowieć, nie śmiałabym. Przygniótł mnie wyrok kilku(nastu) miesięcy.
Mam małe dziecko.
Kochanie, cieszę się, że rozumiesz, co chcę Ci przekazać. Proszę Cię, nie patrz na statystyki. Nie pozwól temu sku......lowi rakowi się zdołować i zniszczyć emocjonalnie i psychicznie. JESTEŚ TERAZ TU, ŻYJESZ, MOŻESZ PRZYTULIĆ SWOJE DZIECKO. Liczy się tu i teraz. I wielkim szczęściem i zaszczytem jest dla mnie, że mogę Cię poznać.
Bardzo osobiście napisałaś. To ja też mogę tylko tak, chociaż to nie ja zachorowałam. U mojej Mamy kości były leczone przez ponad 7 lat. Mama brała chorobę pod obcas. I Ty też wiesz, co oprocz leczenia się liczy. Bo raz już to przerabiałaś. I wiem, że chcesz powalczyć. Trzymam kciuki.
tak patrzę i patrzę i widzę piękną, szczęśliwą kobietę. Ona nadal w Tobie jest i Ona musi wygrać, w sposób, jaki napisała Monika_Maria_Marika.
Ten uśmiech naprawdę powala i stopić potrafi każdy lód. Mam nadzieję, że nigdy go nie zabraknie na Twoich ustach
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
Cała przyjemność po mojej stronie. Dziękuję za wsparcie.
Mam pytanie w związku z moją chemią.
Skoro ta nie działa na przerzuty w kościach: "Wiadomo natomiast, że penetracja cytostatyków do kości jest raczej niewielka( do szpiku docierają bez problemu, ale do samej tkanki kostnej niestety już nie)" to jaką powinno mi się zaserwować? Tzn, że on cały czas sieje?
Tak od wczoraj o Tobie mocno myślę, jakoś inaczej podchodzi się do człowieka, jak już zna się Jego twarz, mniej anonimowo. Fajna z Ciebie babeczka i powinnaś tą fotkę z kalendarza na profilowe wrzucić.
_________________ Omnia tempus habent
Mamcia 03.07.1955 - 14.12.2015
Kwas zoledronowy ma za zadanie powstrzymać rozwój przerzutów kostnych, to jest pewnego rodzaju blokada sygnałów między komórkami nowotworowymi a kostnymi. Obecnie najważniejsze jest zadziałanie chemią na węzły a potem zapewne dostaniesz kolejną linię hormonoterapii, która bardzo skutecznie działa na kości. Można później sprawdzić w MRI jakiej wielkości są te przerzuty i jeśli to drobiazgi, które nie są grożą tzw. zdarzeniem kostnym to w zasadzie trzeba się trzymać hormonoterapii i ewentualnego leczenia przeciwbólowego. Ewentualnego, bo zarówno Zometa jak i późniejsza hormonoterapia powinna zrobić z tym porządek.
A jak obecnie się czujesz? Co z bólem i co łykasz bądź przyklejasz?
I znowu coś.
Po pierwszym wlewie wpadłam w Leukopenię. Z powodu obniżonych WBC do 1,6 podano mi 5 Neupogenów, które podniosły mi białe tylko do 3,5.
Normą jest 4,0 -10,0 a chemię miałam pzesuniętą o tydzień.
Boję się, że jutro znowu mnie przesuną. Mam pytanie czy przy takich wartościach mogą mi zaaplikować "eliksir"? Nigdy tak jeszcze nie czekałam na...chemię.
Lajza jak ktoś mi napisał troszke poniżej w "moim" temacie, przesunięcie chemii jest zdrowsze niż podawanie jej przy niskich wynikach i podanie może wyrządzić więcej szkody niż pożytku ...
Missy napisała : Co do przerwy w leczeniu- wszystko trzeba dopasować do stanu i możliwości fizycznych pacjenta, chemia nie może być po prostu podawana "za wszelką cenę".
Zaufaj lekarzom, wiedzą co robią ... Moja Mama dostała mocną chemię co tydzień na bardzo dużą ilość przerzutów na płucach, ostatnią chemię przyjęła ostatniego dnia października (miała podaną 4ry razy), wczoraj znowu odwołaną miała przez słabe wyniki ... Cóż pozostaje czekać i prowadzić oszczędny tryb życia, zdrową dietę... powodzenia i moc sił Ci życze !
3,5 tys. leukocytów to jest ok- oczywiście normy są inne ale to są normy przewidziane dla ludzi nie będących akurat "pod wpływem" chemii. A jaki masz poziom neutrocytów? Powyżej 1000? Jeśli tak to myślę, że lekarz nie powinien niczego przesuwać. Chociaż wiem, że czasem lekarze trzymają się sztywno widełek i norm bo teoretycznie jest to bezpieczniejsze dla pacjenta. Niektórzy preferują mądrą obserwację i nie ładowanie czynników wzrostu przy każdym większym spadku- w końcu nie każda neutropenia kończy sie gorączką neutropeniczną, moje mama miała WBC 1000, neutrocyty 600 i lekarz czujnie obserwował. Po tygodniu szpik "odbił" i chemia szła dalej. Trzymam kciuki.
[ Dodano: 2014-11-20, 12:52 ] Corny,
tak dla wyjaśnienia, u Was spadek dotyczył płytek, tutaj rzeczywiście nie można kombinować przy tak dużym spadku. Natomiast lecące w dół leukocyty to inna historia, często podaje się chemię poniżej dolnych widełek normy bo po prostu czasem w ogóle nie można ich przeskoczyć . No i zaniżony poziom WBC nie jest bezpośrednim zagrożeniem dla chorego. Natomiast niskie płytki to jest problem, bo nie wiadomo kiedy, przy jakiej konkretnie ich liczbie może przytrafić się mikrokrwawienie- u każdego może być inaczej, jedna osoba ma problem z mikrowylewami przy 40-50 ty., ktoś inny poniżej 10 ty. nie będzie miał żadnych krwawień. Stąd taka przezorność z chemią przy niskich trombocytach.
Pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum