Moja mamusią już umarła 16.15 odeszła ;(( i mnie przy tym nie było -ale pokolei
rano jak pojechałam do szpitala , to leżała ,akurat panie salowe jej pampersa zmieniały , i coś tam jeszcze robiły , kazały mi poczekac . ale po 8 juz bylam przy mamie, wyglądała strasznie , nieprzytomna albo spiąca ale rano jeszcze dostała morfinke i furosemid i zastrzyk insulinowy , była juz cała zimna , usiadłam obok jedynie oddychała ale już tak cięzej i dluższe odstepy byly , ale rano jeszcze była troszke świadoma jak do niej mówiłam to nie była w stanie nic mówic, ale mówiłam do niej jak mnie słyszysz to ścisnij mi reke i scisneła. Pożegnałam sie z nią już wczoraj i dzis też do niej mówiłam : żeby sie nie martwiła , że wszystko bedzie dobrze , że bedziemy chodzić do niej na cmentarz , że może sobie spokojnie odejśc do nieba o nic sie nie martwic , mowilam do niej cały czas , brat nawet jak przyjechał to mowil zebym dala juz spokuj bo i tak nic nie słyszy , ale ja powiedzialam ze slyszy i to tez moja mama i bede mowic co bede chciała.
moj brat byl o 11pojechał na 2h do pracy i wrocił przed 16, nawet mu wspomniałam że dam klucze i niech wyjdzie z pieskiem moim kochanym ale nie po drodze miał i sie wykręcił no to powiedzialam ze ok ,pojade sama. po 14 mama juz nic zero kontaktu , przerwa miedzy oddechami czasem nawet wzrastała do 10-15 sekund ale zawsze ten dech łapała , nawet p.Doktor powiedziała ze juz wszystko dało spokój a SERCE dalej pracuje , czułam jak jej bije , mocno szybko - byłam przygotowana na wszystko ,ale p.Doktor do mnie że tak może być do wieczora , a nawet i do rana i że moze bym poszła coś zjeść albo odpocząc bo tak siedze od rana nic nie jadłam , a ja powiedziałam że : ''tak pójde jak brat przyjedzie,narazie nigdzie mi sie nie spieszy" oczy były juz jak u osoby nieżywej nie ruszała źrenicami w ogóle, w sumie jedynie oddychała i to tak bardzo cięzko - dusiła sie, leżała z otwarta buzią i juz nie nosem, tylko tymi ustami łapała powietrze.
i jak przyjechał moj brat to mowi do mnie jedz ja posiedze i wrocisz niedługo. To co ja głupia zrobilam , wziełam rzeczy i pojechałam , w domu wyszłam na spacer z psem i dostaje smsa : CZEKAJ NA MNIE W DOMU to odpisałam szybko : czemu co sie stało umarła ? odp TAK. i gdzie tu sprawiedliwosc , siedzialam od rana , tak bardzo chcialam byc jak bedzie odchodzic a ona umarła jak mnie nie było.
Ciotka stwierdziła że musiała czekać az pojade i wybrała sobie taki moment na odejscie zeby mnie nie było ... ja sobie to tłumacze tak mogłam zostac , mogłam nie jechac. czytałam wiele postów ze ktos z rodziny czuwał przy chorym i tez nie chciał jezdzic do domu bo w kazdej chwili mogla bliska osoba umrzec. i pamiętałam o tym co czytałam , tez tylko na chwile pojechalam , bo mój mały yoreczek nie dosyć że stracił swoją pania ( moja mamusie ) to teraz nie wie co sie dzieje ze sam siedzi tyle w domu- a zawsze był z mamcia. A jak wychodziłam to jeszcze mówiłam jej ze jade wyjsc tylko z nim na dwor i zaraz wracam ....nie zdązyłam - może i lepiej jak nie chciala przy mnie umierac to może jeszcze by sie meczyla.
Na koniec dodam ze nie myślałam ze tak szybko odejdzie... u niektorych to trwa dłuzej , u nie ktorych tak szybko , cóz chciałam z całych sił by ta kolejna chemia moze jej na troszke pomogla ale sie nie dało. zrobiłam wszystko co mogłam by pomóc , by byc przy niej ... może mi sie dzisiaj przysni i powie ze ma się dobrze i ze już sie nie musze martwic o nią , że poszła do tatusia i ... ze napewno jest jej dobrze!!!
Smutno mi i ciężko , zaraz idę spac ,ale obiecuje zaglądać tu jeszcze i jak dojde do siebie udzielac sie może wiecej forum .
Dziekuje wszystkim , miałam sie chociaż sie komu wygadac i daliscie mi nadzieje ale niestety walki z rakiem takim strasznym nikt nie wygrywa
to było najgorsze co mnie mogła spotkac ...przyszło duuuużo zawczesnie i ze mnie przy tym nie było.
Jutro o 9 do szpitala , pani doktor powiedziała że i tak dziś wypisze wszystko ale żebyśmy byli na 9. a mnie mamusia wpisała wiec musze byc ja tam i bedziemy załatwiać cały pogrzeb.
Jedno za co moge dziekowac szpitalowi to to ze nieuśmiercili jej juz pierwszej nocy , róznie to w szpiatalach jest i bywa a jednak tu do póki serce dawało rade dawali jej życ , chociaż przyznam sie wam że miałam do końca nadzieje że , ożyje jakos albo polepszy sie jej stan albo cos sie stanie ze jednak wrócimy razem do domu ... ale sie nie udało
Dodam jeszcze ze tuz przed śmiercią miała dawke morfiny 20 mg podawana 8ml/h i może też po tej ilosci nic nie czuła. To była pierwsza śmierc przy której byłam , w sumie prawie byłam bo mamcia oszczędziła mi widoku umierania.
Jeszcze raz dziekuje
Karolinko kibicowałam, modliłam się współczuję Ci ..
jest mi smutno, ciężki czas przed Tobą. .
Ale mama teraz odpoczywa.. zaopiekuje się Tobą , zobaczysz :*
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum