Wszyscy tutaj zapewne Ciebie rozumieja i nie jestes sama w tych zalach...Ja ciagle mysle ...tyle lat juz ludzie umieraja na ta chorobe..tyle ludzi odeszlo a nadal nie ma skutecznego lekarstwa.Czesto sobie mysle czy przypadkiem my wszyscy nie umrzemy no to samo..na raka. Kiedys zanim zachorował moj Tatus w ogole nie przywiazywalam uwagi ile osob umiera na ta chorobe. Teraz gdzie sie nie obejrze slysze: Rak... rak, A ja wiem,uwazam,ze po czesci to juz wyrok. Zyjesz,ze swiadomoscia..,ze przezuty..,ze umrzesz na to...nie bawem. I to jest straszne. Straszna rzeczywistosci... Straszna bezsilnosci.Cała rodzina żyje w jakims amoku...szuka lekarstwa..wierzy,ze cos pomoze,ze zdarzaja sie cuda. Chyba kazdy z Was tak mial...albo podobnie..
Soja, doskonale wiem co czujesz.
Bezsilnośc i beznadzieja to emocje które nas (córki opiekujące się naszymi Mamusiami) rozdzierają od wewnątrz. Nie możesz okazac tych emocji, ani głośno o nich powiedzie. Musisz zawsze byc silna i pozytywnie nastawiona. Ale ile da się wytrzymac? Da się wytrzymac wiele, bo choroba nas tego uczy, tylko zaczyna nam brakowac faktycznie tgo sensu. Jednak dopóki Mama żyje i jest z nami to choby na samym dnie ale zawsze odnajdujemy sens i potrzebe walki i życia. Ja mam "to" już za sobą i bardzo żełuję. Podobnie jak Ty nie wyobrażałam sobie życia bez Niej. I że to kiedyś faktycznie się stanie. Kiedy Mama mówiła o śmierci to mówiłam Mamie że odejdę razem z Nią skoro w ogóle bierze taką opcję pod uwagę. Już niedługo będą 2 lata jak Mamy niema, a ja ciągle żyję w amoku i mam nadzieję że niedługo wróci. Uratował mnie mój synek, bo miesiąc po śmierci Mamy dowiedziałam się że jestem w ciąży. On nadaje sens mojemu życiu. Chociaż miałam dla kogo życ to Mama, walka o nią, pomoc, potrzeba abym przyniej była, była do tej pory sensem mojego życia.
Jest cięzko i myślę że w moim przypadku zawsze już będzie. Nikt nie jest w stanie wypełni TEJ pustki. Pojawiają się nowe "obowiązki" i to one trzymają nas przy życiu.
Ściskam mocno, mając nadzieję że jeszcze będzie dobrze i wierząc że odnajdziesz na nowo sens.
Pozdrawiam.
_________________ "Miłość to jest to, co pozostaje, gdy zabrane zostało już wszystko. Nawet nadzieja."
Witam . Dziękuje za pamięć. To miłe, ze ktoś tu zagląda i myśli o nas. Jesteście kochane . Mama wczoraj rano zameldowała się na oddziale w Gliwicach i dziś rano dostała pierwszy wlew taxolu. Jest już w domu. Narazie się chemia rozłazi, ale mama już jest bardzo słaba. Jej onk przewiduje 9 wlewów . Za każdym razem zostanie w szpitalu na 2 dni. To będzie istny maraton . O swoim samopoczuciu wolę nie mówić . Żyję, bo muszę. Jeszcze raz dzięki za pamięć .
_________________ Mamuś ur. 01.08.1955 - zm. 28.11.2011 godz.22.27 (*) .
Witaj Soja,
DAMY RADE!!!Wszystkie,po to jesteśmy dla naszych Mamus,wiadomo każdy ma gorsze chwile.Ja tez takie mam,ale trzeba się zebrać i nie myśleć o złych rzeczach tylko być z Mama i jej pomagać,One nie mogą się załamać i tym bardziej my
Trzymaj się Skarbie,ściskam Was mocno.
Dziękuję za każde miłe słowo . Jak tu wchodzę i widzę, ze ktoś coś napisał, że pamięta to od razu mi lżej. Nie czuję się wtedy taka samotna. Mama przez te ostatnie dni bardzo cierpiała . Nie wiedziałam już jak jej pomóc. Taxol dał jej ostro popalić . Tak bolały ją nogi, że wyła z bólu . Płakała i mówiła, że do drugiej chemii nie podejdzie. A ja wyłaziłam ze skóry. Smarowałam, owijałam, masowałam. Kupiłam magnez, bo podobno taxol go strasznie wypłukuje. Dzwoniłam do onka, żeby się poradzić. Na szczęście tak jak przewidział onk dzisiaj te bóle minęły. Powiedział, że pierwszy wlew taxolu jest najgorszy. Oby..... . Jakby mało było problemów to dzisiaj dowiedziałyśmy się, że najlepsza przyjaciółka mamy, która jeszcze w niedzielę ją pocieszała i latała z herbatką ma raka piersi . Wiedziałyśmy, ze robiła mammografię i wyszedł tam jakiś guzek, ale dopiero wczoraj odebrała wyniki biopsji. Już jutro będzie miała mastektomię. Nie znam żadnych szczegółów, bo to się stało dosłownie z dnia na dzień. Ale podejrzewam, że skoro tak błyskawicznie podjęto decyzję o operacji to nie jest zbyt różowo. Mama do niej zadzwoniła. Obie płakały. Co za los . Ona wspierała mamę cały czas, a teraz sama przechodzi to samo. A ja odstawiłam na własne ryzyko leki przeciwpadaczkowe. Nie dość, ze mam doła jak stąd na marsa i najchętniej nie wyłaziłabym z łóżka to jeszcze te leki mnie przywalały totalnie.
_________________ Mamuś ur. 01.08.1955 - zm. 28.11.2011 godz.22.27 (*) .
Soja!
Czytam Cię cały czas, choc nie piszę...
Walczycie dzielnie z Mamusią, choc wiadomo, lekko nie jest, oj nie:(
Bardzo mi przykro, że teraz Mamy przyjciółka zachorowała na to paskudztwo... czasami ręce opadaja jak się słyszy z każdej strony, ze ktoś znowu zachorował... teraz rak to jest prawdziwa epidemia..nie żadne świńskie czy ptasie grypy tylko nowotwory... :(::(
Soju, a jakie brałaś te tablety na padaczke, tak z dnia na dzień lepiej ich nie odstawiać, tylko zmniejszając dawki... Fakt, one przymulają...i cięzko je sie odtawia jak sie za długo brało...mam pewne doświadczenia w walce z padaczką:( Niestety... zostałam źle zdiagnozowana i padaczką okazała się po wielu latach nie padaczka tylko nerwicą...no i bezsensownie wcinałam te oszłamiające tabletki przez kilka dobrych lat:(::(
Znajdź może dobrego neurologa, bo szkoda życia na życie z padaczką... może jej nie masz jednak...dr się mylą, a ja jestem tego przykladem, niestety...
soja, straszne, że Mama tak cierpiała po tej chemii.
Miejmy nadzieję, że faktycznie teraz będzie lepiej.
Z pewnością wiadomość o chorobie koleżanki Twojej Mamy może Ją dodatkowo przybić.
Bardzo to przykre.
soja, przed odstawieniem swoich leków, mogłaś najpierw udać się do neurologa - zrób to - proszę Cię.
Być może zapisze Ci inne leki które nie będą miały na Ciebie tak negatywnego działania.
Pozdrawiam serdecznie.
Witam.Śledziłam całą historię Soji.Niesamowita walka,tyle lat..To naprawdę sukces..Tak patrzę,że coś długo nie mamy od niej informacji..Soja,odezwij się,czekamy na Ciebie!
Witaj SOJA!
Mam do Ciebie pytanie i prośbę.
Jak Twoja mama. Przeczytałam cały wątek i jestem w szkou, że dajesz radę. Ja chyb nie przetrwam.
Moja mama jest w podobnej sytuacji do Twojej. W 2005 roku miała operację usunięcia prawej piersi, podawano jej tamoxifen przez 5 lat i badania były super, a teraz po 5 latach wyszły zmiany na wątrobie, w trzech różnych miejscach po jednej zmianie poza tym nigdzie przerzutów nie wskazano nawet po TK. Czuje się dobrze, dostała nowy lek FEMARA i na razie (po tygodniu) żadnych reakcji negatywnych. MOŻE WIESZ JAKIE SĄ OPINIE NA TEMAT TEGO LEKU LUB KTOŚ ZARZYWA I WIE _ PROSZĘ O ODP.
Na początku lutego ma iść na badania szczegółowe i na chemię. Chciałam zapytać czy pracujesz i masz rodzinę? Ja pracuję i mam 2 dzieci i jestem sama z nimi i mamą bo mąż pracuje i przyjeżdża do domu tylko na niedzielę. Co mam robić, jak jej pomóc nie wiem co mam robić jestem bezsilna, jak sobie poradzę z dziećmi, mamą i dojazdami na onko, pracą, domem ... Proszę o radę co robić jak z tym żyć nie mam siły.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum