Lidziu kochana z Tatą jest różnie. Jeden dzień lepiej innego dnia bardzo błądzi i tak to się kręci.
Wczoraj na przykład nas bardzo zdenerwował... mama przygotowywała obiad , ja byłam męża zawieść na samolot bo wylatywał za granice do pracy a Tata wstał z łóżka i poszedł do naszej domowej kotłowni , chwycił worek z opałem( waży 25 kg) i wsypał do zasobnika. Oczywiście nie musiał tego robić bo zasobnik był prawie pełen i opału w nim starczyłoby na pewno na tydzień palenia ale co Tatuś wsypał to wsypał a , że potem brzuch Go strasznie bolał to już inna sprawa.
Z kotłowni przyszedł blady jak trup , przyznał się mamie do wszystkiego co zrobił , i że opierał ten worek na brzuchu...
Mama myślała , że zawału dostanie. Przecież to świeża rana, świeże szwy po jejunostomii , nie wiadomo nawet teraz czy jakiś szew w środku od ciężaru worka z opałem czy napinania mieśni brzucha - nie puścił bo póki co kału tata nie oddawał także nie możemy stwierdzić czy nie ma w nim krwi.
Potem przepraszał , że nie pomyślał , że zapomniał o tym , że miał ten zabieg. Ale niestety co trzeba było dawkę morfiny zwiększyć to trzeba było.
Także Lidziu nie tylko Twój mąż bierze się za remonty piwnicy i Ty cała drżysz z niepokoju... mój Tatuś też ma niemądre pomysły i je w najmniej odpowiednim momencie realizuje.