Kochani jestem w szoku ile osób czyta i trzyma kciuki za nas i nie tylko za nas.
Piszę ponieważ kilka osób do mnie napisało które pytają mnie o siłę i o walkę.
Mam gorsze dni, wtedy jadę do taty na cmentarz...wyżalę się i wracam już naładowana.
Nawet nie chcę myśleć co się będzie działo gdy nadejdzie progresja...żyje w cieniu tej myśli i przerobiłam w głowie już chyba wszystko ALE nie poddaję się.
Wystarczy powiedzieć sobie że nie daje rady że to koniec "żeglowania" i wtedy rusza machina do zabijania.
Codziennie gdy mąż wstaje i mówi mi "dzień dobry kochanie" to jestem szczęśliwa bo Go mam.
Z reguły jestem osobą która do towarzystwa wnosi słońce...tak przynajmniej mi wszyscy mówią.
Gdy mam dzień kiedy się nie uśmiecham i głupio nie gadam to już jest podejrzenie że się na kogoś obraziłam.
Mój mąż gdy ja się źle czuje lub jestem smutna od razu podupada na zdrowiu.
Leży cały dzień bez sił.
Więc ja muszę się śmiać...głupio gadać...obracać wszystko w żart...i niekoniecznie mam zawsze siłę na to.
Przedostatnie wyniki sprawiły że kombinowałam na wszystkie sposoby by mąż się nie dowiedział o ewentualnej progresji....a tu się okazało że jest regresja.
Więc jak tu żyć i nie zwariować...?
Wbijam sobie do głowy że przecież mąż jest...żyje...walczy dla mnie z całych sił...bo przeszedł piekło więc ja muszę stawać na wysokości zadania .
On wie że ma dla kogo walczyć...wie że ja bez niego rozsypie się na drobny mak.
On jest dla mnie jak powietrze i ja dla niego też.
Są jeszcze nasze kochane dzieci...juz prawie dorosłe...i wsparcie takie że nic tylko się cieszyć.
Oczywiście codzienne inne skutki uboczne leczenia..bóle...kiepskie samopoczucie....obolałe całe ciało....puchnąca ręka........ból głowy...brzucha....stawy...i wiele innych nam nie odpuszcza...ale walczymy.
Nie mówcie sobie że nie dacie rady...że wynik to wyrok...tylko o ile się da walczcie.
Znam wszystkie dni słabości..i nie łatwe to jest by być uśmiechnietym gdy życie się wali...ale próbuje powiedzieć że gdy człowiek się podda to już koniec. To siła przyciągania z zdwojoną mocą .
Tak było z moim kochanym Tatą...
Także napisze jeszcze że nikt nie jest robotem...każdy ma prawo do płakania gniewu lęku ale też mamy możliwość nie myśleć cały czas o tym samym złym.
No i nasi moderatorzy...wspaniałe cudowne osoby...pamiętajmy że Oni też mają rodziny...swoje problemy ...i cieższe dni. (Tak se pomyślałam o Was bo niekiedy widać jak się nam pali)
Dlatego tu dziękuję z całego serca za wszystko.
Nie wyobrażam sobie nie być tu z Wami wszystkimi.
To Forum to nie jakaś tam pisanina ale wielkie wsparcie...więc zachęcam do utworzenia swoich tematów bo dla jednych to nowe doświadczenie a dla drugich pomoc...nauka...wsparcie.
Rozpisałam się ale jakoś mnie natchnęło.
Mój temat naszej historii zostawi ślad dla innych i jak czegoś nie pamiętam to wiem gdzie znajdę info.
Pozdrawiam