asereT,
deksametazon to lek powszechnie stosowany w onkologii - podejrzewam też, że mąż już go otrzymywał w premedykacji podczas wlewów (chemioterapia, schemat PN -> premedykacja kortykosteroidami to w tym przypadku standard).
Zdarza się (nieczęsto) nietolerancja - w tej sytuacji trzeba się zastanowić czy deksametazonu nie zastąpić innym lekiem. Proponuję nie odstawiać samodzielnie deksametazonu i wybrać się jutro do onkologa, który go zapisał (sama, nie musisz z mężem - nie stałabym również w żadnej kolejce, tylko weszła na oddział lub do poradni -między pacjentami- w celu "poprawienia recepty").
Niech zmieni lek na inny.
Czy prócz nudności i zawrotów głowy nic się nie dzieje? A bóle głowy - minęły?
Czy prócz nudności i zawrotów głowy nic się nie dzieje? A bóle głowy - minęły?
Witam.
Bóle głowy minęły, czasami tzn wczoraj pojawiły się zawroty głowy i brak równowagi i niewielkie nudności.
Wymioty i to dość obfite wystąpiły w pierwszym dniu - po pierwszej dawce 6 mg deksametazonu.
A wczoraj było to 1 godzinę po zażyciu o godz. 14 - 4mg dawki zrobiło mu się słabo, wystąpiły zawroty głowy zimne poty i ogólne rozbicie z wrażeniem nudności. Zastanawiam się też, czy te dawki nie są zbyt duże i to dlatego, czy po prostu mój mąż jest silny tylko "z wierzchu", a w "środku" to nieporadny mały motyl.
Piszę że z wierzchu, bo każdy lekarz, do którego nie pójdziemy, twierdzi, że mąż ma 100% wydolność i psychiczną i fizyczną - być może mylące jest to, że mąż ma śniadą cerę.. i teraz 6 m-cy po zakończeniu chemii wygląda kwitnąco..tak, że lekarka powiedziała, że : "powinien reklamować kosmetyki do twarzy, tak ładnie wygląda, jak 50 latek a nie 64 latek i każdy mężczyzna dobijałby się za tymi kosmetykami, natomiast ja.. przez jego chorobę wyglądam jak 70 latka czy prawie 80 latka i mam się wziąć za siebie, bo wykorkuję.." ach...
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Witam.
Opisałam się wczoraj co niemiara.. cały elaborat łącznie z załącznikiem..i nie wiem co się stało..że go nie ma....albo ja byłam tak zmęczona podróżą w burzę i nie kliknęłam zapisz, albo sama nie wiem co się stało..ale go nie ma i już...
[ Dodano: 2011-07-21, 13:00 ]
Wczoraj w COI udało nam się być przed szóstą rano i byliśmy pierwsi do rejestracji pierwszorazowej..
No i w tym wypadku mieliśmy być także w pierwszej kolejności iść na konsultację..
Sekretariat medyczny Oddz. Nowotworów układu Nerwowego czynny powinien być od godziny 8,00 a konsultacje od 10,00... Totalne rozczarowanie siedzieliśmy na korytarzu do 13,30 a na dodatek byliśmy zarejestrowani do profesora, ale oddał nas do innego lekarza... co skutkowało ty, że musieliśmy powtórnie czekać tym razem na profesora... aby skonsultowali nas obaj, bo lekarz sam nie mógł podjąć decyzji, co do dalszej diagnozy i postępowania, więc druga konsultacja była już o 14,30 no i decyzja.. potencjalnie pacjent nadaje się do przyjęcia, ale najpierw musimy zrobić MR głowy w Kielcach i dopiero przyjechać do OC.w Warszawie.
Wcześniej byliśmy bombardowani przez lekarza pytaniami dlaczego nie w Kielcach, dlaczego do nich itd...
OK... dziś od samego rana obraliśmy kierunek Ś.C.O po skierowanie na MR... Lekarz prowadzący męża na urlopie... więc nie było jak porozmawiać by wypisał to skierowanie... udaliśmy się więc do dr neurolog, pod której opieką znajduje się mąż i która mimo, iż mąż na wizycie 8.06 2011 uskarżał się od miesiąca na uporczywe bóle głowy, których leki przeciwbólowe nie zniwelowały nie dała wcześniej żadnego skierowania na badanie lecz zaserwowała Nootropil.
Pani neurolog stwierdziła, że ma dużo pacjentów i raczej mamy udać się do lekarza oddz.chemioterapii.. poszliśmy..a tam dali nam pierwszy wolny termin na 20 września... Poprosiłam o karteczkę z pieczątką oddziału i adnotacją, o pierwszym wolnym terminie i z tą informacją wróciliśmy do dr neurolog..Ta z kolei dała nam karteczkę ze swoją pieczątką by nas zarejestrowano na dziś..
Uffff mamy skierowanie..no to uruchamiam znajomości w ŚCO aby przyśpieszyć termin...Udało się jutro o 10,00 mamy RM...no i teraz "znajomy" musi pilotować sprawę opisu, by wykonano go przed 28 lipca, bo znów poprzez znajomości mam zaklepany termin konsultacji w W-wie na 28 lipca...
Aloe z nerwów i napięcia padam po prostu z nóg i rozbolałą mnie głowa...że ledwie na oczy patrzę..
Wklejam też kartę konsultacyjną z wczorajszego dnia w Warszawie
[ Dodano: 2011-07-21, 13:33 ]
No tak, wczorajszy wpis zniknął, ale za to dziś wkleiłam dwa razy załącznik
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
przypomniałam sobie że wczoraj, gdy czekaliśmy na rejestrację, przywiozła rodzina (żona i 2 synów) pana, który był tak wyniszczony i siedzący na wózku... było to jeszcze przed godziną siódmą.... i coś się z nim zaczęło dziać...a był wtedy jeden z synów, drugi poszedł odprowadzić wózek inwalidzki..a żona stanęła w kolejce za numerkiem..
Nie zwracałam właściwie na nich szczególnej uwagi, bo byłam skoncentrowana na swoich problemach. jednak gdy usłyszałam że syn delikatnie mówi; tata, tata, tata, tato powiedz co się dzieje, zaczął delikatnie poklepywać go po policzku, ale pan ten.. nic nie słyszał i nic już nie widział... oddech jego (wdech i wydech) zatrzymywał się i coraz dłuższe były to przerwy miedzy jednym a drugim... pobiegliśmy ( my, czekający pod rejestracją) po kogoś kompetentnego..niestety nie było na parterze nikogo takiego... w tym czasie wróciła żona..i syn powiedział do niej: tata chyba ma atak padaczki bezdrgawkowej...Zadzwoniliśmy na "R-kę"..po 10 minutach przyszli ciągnąc wózek z aparaturą do reanimacji.. w międzyczasie pan portier przyprowadził wózek do przewożenia na leżąco.. więc dwie osoby złapały -każda za 1 nogę i 3trzecia osoba za barki, wrzucili go na ten wózek, zaczęli podpinać elektrody, ale jemu już zaczęło się "ulewać" z buzi..więc zreflektowali się, że mają grono przyglądających się osób.. odjechali....ale widzieliśmy, że po 15 minutach... wrócili z aparaturą...a rodzina była zapłakana...
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Jak do tego wszytskiego weźmie się pod uwagę, ile pacjenci oknkolgicznie muszą czekać na kontakt z lekarzem, jak wygląda rejestracja itp. to człowieka szlag trafia. Zdrowy ma dość, a co dopiero chory.
To co opisałaś o mężu i o tym obcym mężczyźnie woła o pomstę do nieba.
Dodam to co było w ubiegłym tygodniu, gdy zawoziłam mamę na chemię:
Przyjęcia od 8, więc ustaliliśmy, że ja będę wcześniej, a tata dowiezie mamę o tej godzinie, by nie czekała na darmo.
Jedna kolejka dla osób na chemię dzienną - jednodniową (ambulatoryjnie) i z przyjęciem na oddział. Przede mną 3 osoby na dzienną i 3 osoby na pobyt. Po wejściu do gabinetu, pielęgniarka ręcznie wypełnia dokumenty (nie ma bazy komputerowej), pobiera krew, bada ciśnienie, robi wywiad itp. Po wyjściu czeka się na wynik krwi.
Jeden pacjent w gabinecie 10-20 minut, przy czym w pierwszej kolejności ci pacjenci na dzienną, którzy cały czas dochodzą i ci czekający na przyjęcie na oddział czekają dalej.
Gdyby nie to, że mama przed wejściem do poczekalni dostała krwotoku z buzi i od razu pielęgniarki ją zabrały, to czekałaby w tej kolejce.
Położyli ją na oddział przed 9, gdy wychodziłam od niej ok. 13.00, to kobieta, która była w kolejce przede mną nadal czekała na wejście.
Straszne.
Nie wiem, czy naprawdę nie da się tego rozwiązać inaczej?
Czytam i straszne to wszystko.........
Szkoda słów i kogo obwiniać za to ? NFZ.
Pacjenci onkologiczni, którzy z racji choroby i stanu zdrowia, nie powinni być skazywani na takie sytuacje. Godzinne wyczekiwania na lekarza
Wszystko to woła o pomstę do nieba !!!
Ech, dużo by mówić.......
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Boże to niewiarygodne co sie dzieje, aż trudno uwierzyć
Ile trzeba mieć siły i zdrowia, by chorować.
Tereniu kochana wyobrażam sobie jak bardzo Ci cieżko ale prosze , nie zapominaj o sobie.
Dbaj także o swoje zdrowie i wypoczynek, bo bardzo Ci to jest potrzebne. Przed Tobą
jeszcze wiele zmagań. Musisz być silna, by walczyć z chorobą meża i go wspierać.
Życze Wam, by Wasze starania zakończyły sie sukcesem i wszystko dobrze zakończyło.
Szczerze Cie podziwiam za to co robisz, jesteś po prostu wielka i wspaniała.
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i meża. Janka K.
Jesteśmy po MR...i też było jak zwykle "pod górkę"..
Padł jeden aparat tuż po 9,00 więc wszyscy stali pod drugim gabinetem... gdzie w pierwszej kolejności miały robione MR małe niewinne aniołeczki dzieciaczki od 3 - 5 lat.. przywiezione ambulansem... z onkologicznej kliniki dziecięcej.. Całą trójka (2 dziewczynki i chłopiec) miała robione badanie z sedacją..więc trochę to trwało... o 12 wszedł na badanie pan, który miał mieć je o 9,30... mąż miał wejść po nim... ale niestety... wyszła pani doktor wyczytała męża z nazwiska i powiedziała, że przeprasza, ale zepsuł się czujnik, właśnie zadzwonili po "fachowca" i mąż musi jeszcze poczekać 20 minut.
To 20 minut przeciągnęło się do 60 minut... i o 13,30 mąż wszedł na badanie... Nareszcie zrobione.... ubłagaliśmy by opis był wcześniej bo mamy już umówioną wizytę w W-wie na 28 rano i 27 po południu będziemy wyjeżdżali z Kielc... Miła pani doktor.. na skierowaniu napisała "Pilne wykonanie opisu"
Wcześniej gdy z nią rozmawiałam, powiedziała, że to Ona robi MR i Ona będzie go opisywała... ale po wykonaniu..stwierdziła, że nie będzie jej w przyszłym tygodniu w pracy, więc ktoś inny to opisze... ręce mi opadły... więc chwyciłam za komórkę i zaczęłam wydzwaniać, uruchamiać kontakty. znajomości. aby opis został zrobiony.. no i obiecano, że będzie na wtorek..O B I E C A N O - ale czy lekarze będą mieli czas opisać nie swoje badanie... z doświadczenia prawie 19 letniego borykania się ze Ś.C.O wiem, że niechętnie opisują "cudze" prace - badania... Zawsze badanie leży nieopisane i czeka na powrót tego, kto je wykonywał...
Uf.. po prostu padam..
Jednak człowiek nie wie jakie w nim drzemią pokłady siły, to chyba determinacja pozwala nam przetrzymać zło, upadać, by po chwili podnieść się i przeć do przodu...
ale ile przy tym musi znieść... ile wykazać pokory.... wiedzą tylko Ci, którzy borykali się i Ci, którzy borykają się z tym podstępnym "gadem"
Teraz czekam do poniedziałku ..A w poniedziałek od rana będę skamleć pod drzwiami aby ktoś zlitował się i opisał dzisiejsze badanie...
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Witam.
Męża od 4- 6 dni męczy czkawka czy też odbijanie... a dzieje się to po posiłkach (trzyma go około 2,5 - 3 godzin, później jest spokój aż do następnego posiłku)... Czy można temu problemowi zaradzić domowym sposobem czy udać się jutro do lekarza. Chociaż ten problem był zasygnalizowany w czwartek neurologowi... i nic nie odpowiedział...więc nie wiem mam się martwić, czy poczekać do jutra i zgłosić lekarzowi pierwszego kontaktu??
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Jednak człowiek nie wie jakie w nim drzemią pokłady siły, to chyba determinacja pozwala nam przetrzymać zło, upadać, by po chwili podnieść się i przeć do przodu...
ale ile przy tym musi znieść... ile wykazać pokory.... wiedzą tylko Ci, którzy borykali się i Ci, którzy borykają się z tym podstępnym "gadem"
Nieważne ile razy upadamy, ważne ile razy się podnosimy
Twój Mąż to ma szczęście, że ma taką dzielną, wspaniałą Żonę.
Niech sił Ci nie ubywa, Wam obojgu.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Teresko
mój Tato własnie po sterydzie - dexametasonie miał straszliwą czkawkę. Nie wiem tylko czy u Was można to tez łączyć, czy to po leku, czy cos innego.
Teresko
mój Tato własnie po sterydzie - dexametasonie miał straszliwą czkawkę. Nie wiem tylko czy u Was można to tez łączyć, czy to po leku, czy cos innego.
ściskam
Witaj Katarzynko.
Też właśnie myślałam że to po Dexamethasonie, bo jako osłonę żołądka ma tylko 1 raz dziennie Polprazol, Potasu nie może brać bo ma potas podwyższony w organizmie.
Przypomniałam sobie że pani dr neurolog nie powiedziała od czego jest to "czkanie" i czy to coś złego czy nie, a zapytała tylko czy bierze potas na osłonę... Gdy odpowiedziałam, że nie bierze, bo w badaniu elektrolitów wychodzi podwyższony potas więc zażywa tylko prazol.. pani dr nie odpowiedziała nam już nic, ani o nic innego nie pytała. Pozdrawiam
_________________ "...Są dni których nie powinno być"
Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. To nie miłość - lecz choroba bliskiej osoby
"Życie jest trudną lekcją, której nie można się nauczyć. Trzeba ją przeżyć" Stefan Żeromski
asereT
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum